literature

[APH] Island II

Deviation Actions

Kirinchin's avatar
By
Published:
1.3K Views

Literature Text

Wszyscy wpatrywali się w Romano oszołomieni. Ten nic sobie z tego nie robił i wyrwał się nadal osłupiałemu Ludwigowi, gdyż ten rozluźnił uścisk na jego kołnierzu.
- Co miałeś przez to namyśli? – odezwał się jako pierwszy Niemcy. Nadal był lekko skołowany tym co przed chwilą powiedział chłopak.
- Nie udawaj, że nie wiesz – prychnął tamten. – Mam pomysł! Może własnoręcznie wepchniesz mnie do którejś z dziur? – spytał ironicznie. – Oszczędzicie sobie przynajmniej kłopotu ze znoszeniem mnie.
- O czym ty mówisz…? – Tym razem to Węgry zabrała głos.
Lovino westchnął przeciągle. Już chciał coś powiedzieć, lecz poczuł tępy ból w żebrach. Przewrócił się, i gdyby nie łódka, na której wylądował, trafiłby do wody. Zaskoczony spojrzał w stronę gdzie przed chwilą stał.
- Nie mógłbyś się ZAMKNĄĆ? – powiedział Szwajcaria spokojnym i opanowanym głosem przez co wydawał się straszniejszy niż zwykle.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić! – odgryzł się Romano stając na łodzi, przez co ta się niebezpiecznie zakołysała.
Niemcy wraz z Ameryką, korzystając z okazji, że Lovino znajduje się w szalupie, spuścili ją do wody jak najszybciej mogli, ale też nie za szybko, by przypadkiem się nie uszkodziła. Usłyszeli plusk, a następnie serie wyzwisk skierowane najpierw na Ludwiga, potem na Szwajcarię. Nie zrozumieli zbyt wiele, ponieważ krzyki chłopaka zostały zagłuszone przez wybuchy.
Tymczasem Ludwig, Alfred i Vash podbiegli do kolejnej łodzi i od razu do niej wsiedli. Odłamki drewna prawie ich trafiły, gdy znów coś eksplodowało. Ameryka chwycił linę i zaczął spuszczać szalupę, lecz starczyła ona tylko do połowy odległości dzielącej pokład od wody. Nie zastanawiając się długo puścił ją, mając nadzieję, ze łódź zdzierży spotkanie z przejrzystą taflą.
Na szczęście wytrzymała, o czym przekonał się dopiero kilka sekund po głośnym pluśnięciu oznajmiającym, że znaleźli się już na powierzchni przejrzystego morza. Niemcy wyglądał jakby chciał go pouczyć o tym, że nie należy tak robić, bo następnym razem może to nie skończyć się tak szczęśliwie, ale zrezygnował z tego, gdy usłyszał coraz głośniejsze wybuchy. Zamiast tego krzyknął tylko do Alfreda, by złapał za wiosło i wiosłował.
- Tam! – wskazał Szwajcaria pokazując grupkę łodzi.
Jedna z nich była bardziej oddalona – ta, którą przed chwilą wysłali z Francją, Austrią, Węgrami i Romano na pokładzie.
Kraje natychmiast skierowały się w tamtą stronę walcząc z niewielkimi falami utrudniającymi płynięcie.
Nagle Ludwig przewrócił obydwie nacje zakrywając im głowy ramionami. Nim ktokolwiek zdążył coś zrobić wodą wstrząsnęła ogromna eksplozja. Ameryka dojrzał tylko statek cały w płomieniach. Wzrokiem próbował wyśledzić jakąkolwiek łódź w pobliżu, ale nie znalazł żadnej. Poczuł jak znów napływają mu łzy do oczu, ale nie pozwolił, by spłynęły mu po twarzy. Nie miał czasu się zamartwiać o cokolwiek, ponieważ do nich zbliżała się ogromna fala, która utworzyła się przez wcześniejszy wybuch.
,,Obiecał, więc wróci…” – pomyślał, by się uspokoić.
Ludwig gwałtownie się odchylił, dzięki czemu pozostali dwaj mogli się podnieść. Nie zdążyli jednak zareagować odpowiednio szybko, by obronić się przed falą, która zachowała się jak drapieżca bawiący się ofiarą najpierw ich podnosząc i pozwalając, by płynęli na niej, a potem niespodziewanie ich z siebie zrzucając.
Szalupa wywróciła się do góry nogami, a kraje wpadły do wzburzonej wody. Szwajcaria, jeszcze zanim zanurzył się w głębokim, wodnym zbiorniku, zauważył kątem oka, że w ich stronę nadchodzą kolejne fale. Gdy uderzył plecami o ruchome tafle wody, poczuł straszny ból i przez chwilę przed jego oczami tańczyły czarne plamy. Mózg odmówił współpracy i zanalizowania sytuacji, by mógł zorientować się co się dzieje. Przez te kilka sekund świat wokół niego składał się z rozmazanych obrazów, dużej ilości błękitu, czegoś żółto-czerwonego poruszającego się gniewnie w oddali, przytłumionych dźwięków i przytępionych zmysłów. Nie rozróżniał gdzie góra, a gdzie dół. Próbując się wynurzyć tylko jeszcze bardziej pogorszył swoją sytuację przekręcając się tak, że widział granatową oddal gdzieś na dnie morza. Wypuścił z ust resztki powietrza, którego i tak dużo stracił przy uderzeniu. Nie potrafił jasno myśleć, przez brak tlenu i wcześniejsze zamroczenie, które nadal go nie opuściło. Nie zdawał sobie sprawy, że już zaraz zginie.
Zamknął oczy pozwalając, by głębia go pochłonęła.

***

- Gdzie jest Ludwig?! – krzyknął przerażony Feliciano, gdy tylko szalupa z czterema krajami zbliżyła się dość, by mogli go usłyszeć; jego brat cicho fuknął odwracając wzrok.
- Gdzie Lud?! – zawtórował mu zaniepokojony Gilbert.
Reszta również martwiła się nie tylko o Niemcy, ale i o Amerykę, Szwajcarię oraz Anglię, lecz wiedzieli, że wrzaski nic nie dadzą, więc siedzieli cicho wyczekując odpowiedzi.
Węgry otworzyła usta, by coś powiedzieć, gdy nagle Litwa krzyknął:
- UWAGA! – I wskazał na potężną falę zbliżającą się ku nim.
Wszyscy mocno chwycili swoje łodzie błagając w duchu, by wytrzymały spotkanie ze wzburzoną wodą. Gdy fala była blisko, nabrali powietrza, żeby wytrwać pod wodą w razie, gdyby się nie utrzymali.
Szalupy uniosły się, a po chwili spadły. Niektóre od razu do góry nogami. Ci, którzy wypadli nie mieli nawet czasu, by chwycić swoje łodzie z powrotem, bo następne fale zbliżały się jedna po drugiej powodując, że wszyscy już zdążyli wypaść. Rozpętał się chaos. Kraje poszukiwały czegokolwiek do złapania się. Liechtenstein nie mogła wypłynąć na powierzchnię. Pomógł jej w tym Japonia, a następnie wydał bezdźwięczne polecenie, by trzymała się go jak najmocniej umie.
Rosja wraz z Chinami trzymali się jednej z szalup i próbowali przyciągnąć innych, gdy ci byli w pobliżu. Węgry i Austria skorzystali z tego i również się uczepili ciężko oddychając.
Francja wyciągnął rękę w kierunku Kanady, a ten złapał się jej. Obaj starali utrzymać się na powierzchni przytrzymując jeden drugiego. Mimo że mieli mętlik w głowie i nie rozumieli co się dzieje, to instynkt podpowiadał im, żeby znaleźć coś czego można by było się złapać. Francis skierował się do najbliższej przewróconej łodzi pomagając Matthewowi, który powoli tracił siły. Gdy tylko dopłynęli, Francja zobaczył Ukrainę nie mogącą się utrzymać na powierzchni wody oraz jej siostrę podtrzymującą ją. Zostawił Kanadę trzymającego się szalupy i popłynął w kierunku dziewczyn krzycząc coś w celu zwrócenia na siebie ich uwagi. Przestawał tylko, gdy zalewały go fale, żeby nie nałykać się wody.
Białoruś w końcu go dojrzała i próbowała skierować się w jego stronę. Było to bardzo trudne, ponieważ musiała też przytrzymywać siostrę, żeby nie utonęła. Gdyby ją teraz puściła ta utonęłaby, ale za to ona sama mogłaby się ratować…
Nawet nie brała pod uwagę takiej możliwości. Ukraina to była jej rodzina. Starsza siostra, która zawsze się nią opiekowała, mimo że sama się wszystkiego bała to i tak broniła jej z całych sił. Nie raz ratowała ją przed zagrożeniem. Uczyła różnych rzeczy. Większość z nich nie była tak przydatna jak umiejętność walki, ale musiała przyznać, że bardzo lubiła gotować razem z nią. Zawsze jak jej coś nie wychodziło Katyusha pocieszała ją i zapewniała, że następnym razem będzie lepiej. Natalia teraz musiała udowodnić, że jest dla niej w stanie zrobić to samo. Nie tyle co musiała, a raczej chciała. Chciała uratować swoją starszą siostrę. Nawet jeśli wydawało jej się, że kraje nie umierają od czegoś takiego, to jednak wolała nie przekonywać się o tym na jej przykładzie.
Gdy dotarła do Francji ten chciał pomóc i wziąć Ukrainę, aby Białoruś mogła trochę odpocząć, ale ta posłała mu morderczy wzrok mówiący sam za siebie, żeby nawet nie ważył się tknąć jej palcem. Mocno się zdziwiła, gdy Fransic zignorował te spojrzenie i szybko wziął ledwo łapiącą powietrze Katyushę. Natalia otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęła. Nie wiedziała czy to przez to, że w ich kierunku płynie kolejna fala, czy przez tą determinacje na twarzy Francji. Choć wmawiała sobie, że to tylko dlatego, że nie chciała nałykać się wody to wiedziała, że w rzeczywistości jest inaczej.
Dopłynąwszy do łódki chwycili się jej mocno jednocześnie pomagając Ukrainie się podtrzymać, póki ta nie zaczerpnie tchu.
Rozejrzeli się dookoła, ale jedyne co widzieli to rozmazane, różno kolorowe plamy umieszczone gdzie niegdzie na niebieskim tle. Wiedzieli, że żeby widzieć lepiej musieliby przetrzeć oczy, ponieważ dostała się do nich woda, ale nie chcieli ryzykować niepotrzebnych ruchów.
Poczuli ostre szarpnięcie, gdy fala się z nimi zderzyła. Razem z nią przybył Litwa, który mocno przyłożył w pokład pod wpływem rozpędzenia przez wodę. Od razu złapał szalupę, by już nim nie targały fale. Rozejrzał się i krzyknął przekrzykując wstrząśnięte morze:
- Widzieliście Feliksa?!
Po milczeniu z ich strony wywnioskował, że nie. Już chciał puścić się łodzi i popłynąć dalej szukać Polski, kiedy poczuł, że ktoś go łapie za nadgarstek.
- Co ty robisz?! – wrzasnęła wściekła Natalia.
- Muszę znaleźć Feliksa!
- Czyś ty zgłupiał?!
- Tak! – odparł po chwili wahania. – Totalnie zgłupiałem, a teraz wybacz. – Wyrwał się.
- Zginiesz! – oznajmiła jeszcze, zanim ten się oddalił.
- Wiem. – Uśmiechnął się do niej, a następnie pozwolił falom trochę się ponieść, by oddalić się od pozostałych.
Zobaczył białą czuprynę tuż nad powierzchnią wody. Biała, niewyraźna plama zniknęła pod wodą jak tylko zaczął się zbliżać. Zaniepokojony Toris płynął z całych sił, by się tam dostać. Gdy był zaledwie metr od miejsca gdzie zniknęło to co przed chwilą widział, wynurzył się stamtąd Gilbert trzymając na rękach…
- FELIKS! – krzyknął Litwa walcząc z falami, by dostać się bliżej.
Jego przyjaciel był nieprzytomny. Głowa bezwiednie kiwała mu się na boki poruszana przez wodę. Prusy uniósł ją wyżej, żeby nie miała kontaktu z morzem wzburzonego błękitu. Potrząsał nim raz po raz próbując go obudzić. Spanikowane państwo nie wiedziało co robić.
- Toris, on nie chce się obudzić! – oznajmił z przerażeniem. – Budź się do cholery! – Ponownie nim potrząsnął.
Chłopak, będąc już przy nich, sprawdził puls Polski.
- Żyje! – oznajmił z ulgą.
- Ale nadal jest nieprzytomny!
Litwa szybko przetworzył w swojej głowie informacje próbując coś wymyślić.
- Trzeba mu zrobić sztuczne oddychanie - powiedział. Choć zdziwił go fakt, że Gilbert sam na to nie wpadł, skoro dobrze znał się na medycynie, a takie proste sprawy jak technika usta-usta i kiedy się ją stosuje wie nawet dziecko chodzące do podstawówki.
Prusy nie usłyszał zbyt dobrze tego, co przed chwilą powiedział chłopak, ponieważ jednocześnie z jego słowami uderzyła w nich fala. Razem ze sobą przyniosła łódkę, ale była tak rozpędzona, że wpadła wprost na nieprzytomnego wytrącając go z rąk Gilberta. Sekundę później Prusy zanurkował, a gdy wrócił na powierzchnie trzymał w rękach kaszlącego Feliksa łapczywie łapiącego powietrze.
Litwa natychmiast go złapał, by pomóc mu utrzymać się na powierzchni. Sam nie miał już siły, ale nie mógł pozwolić, żeby Polsce coś się stało. Był jego najlepszym przyjacielem. Mimo że czasami wprost nie mógł znieść go i jego głupoty to nadal trwał u jego boku. Nie umiał sobie wyobrazić życia bez chłopaka z promiennym uśmiechem wołającego ciągle ,,Licia! Licia!” i wymyślającego różne dziwne i głupie pomysły. Zrobiłby dla niego wszystko, choćby miałoby to być poświęcenie własnego istnienia. Wiedział, że to niewłaściwe, ponieważ jest odpowiedzialny za wszystkich ludzi w jego kraju. Byli dla niego ważni. Nawet bardzo. Lecz jego przyjaciel, który go wspiera, zawsze z nim jest, słucha, gdy ma problem, lub kopnie, kiedy zacznie się zbytnio mazać, broni przed wszystkimi, którzy chcą mu coś zrobić, jest dla niego ważniejszy niż nieznajomi ludzie mający głęboko w poważaniu to, że bycie krajem nie jest takie łatwe jak im się wydaje. Zwyczajne osoby myślały, że nacje mają dobrze, bo są nieśmiertelne i nie muszą chodzić do szkoły, pracy czy czegokolwiek innego.
I właśnie w tym się mylą. Istnienie jako personifikacja państwa to najcięższy obowiązek ze wszystkich możliwych na świecie. Trzeba być odpowiedzialnym za swój kraj i ludzi, dbać o nich, pomagać im się rozwijać. Jedna niewłaściwa decyzja i miliardy żyć może czekać zagłada. Walczy się na każdej wojnie i widzi jak patrioci umierają tuż obok niego, a on nie może nic zrobić. Jedynie walczyć jak reszta. Niezliczone są obowiązki nacji, ale inni wolą myśleć, że to po prostu ,,fajne”, bo jest się nieśmiertelnym i ważnym.
Choć z tą nieśmiertelnością to nikt nie wie.
Kraje giną, gdy ich terytoria są zajęte, a ludzie wybici.
Jeszcze nigdy nie słyszano, żeby personifikacja zginęła z innego powodu.
Jeszcze...

***

Romano rozglądał się na wszystkie strony próbując zobaczyć coś innego niż błękit morza. Trzymał się deski, która była prawdopodobnie z rozbitej przez fale jednej z łodzi.
W końcu dojrzał niewyraźny, brązowy ślad odznaczający się na malowidle niebieskich barw. Podpłynął tam jak najszybciej mógł.
- Fratello! - usłyszał, gdy tylko znalazł się obok.
Jego brat, cały zapłakany, chwycił się deski. Widać było, że się strasznie bał. Właściwie to on bał się wszystkiego, a co dopiero ogromnego morza, na którym buszują wściekłe fale. Cały czas płakał i wycierał łzy o rękaw.
Lovino objął go ramieniem i położył podbródek na czubku głowy Włoch.
- Będzie dobrze, Feliciano… - zapewnił.
Nigdy nie umiał pocieszać innych, ba, nawet tego nie próbował, ale gdy chodziło o jego brata zachowywał się jakoś… inaczej. Delikatniej. Nawet jeśli krzyczał na niego i często był zły, to zawsze bronił go i pomagał, choćby miał mieć przez to później kłopoty. Wspierał go z oddali. Feliciano nawet tego nie zauważał, ale to zupełnie nie przeszkadzało Romano. Tylko czasami miał tego wszystkiego dość i jego gniew wymykał się spod kontroli. Tak jak na statku. Co jakiś czas miewał takie wybuchy. Nie mógł już tego wytrzymać. Ale mimo wszystko, kontynuował to, ponieważ robił to z własnej woli, bo tego chce; nie zmusza się do tego. Nie dawała mu jedynie spokoju myśl, że jego brat nawet go nie kocha. Czasami wydawało mu się, ze Włochy tylko przed nim gra miłego braciszka, a tak naprawdę go nienawidzi… Nie… On był pewny, że Feliciano go nienawidzi.
Mimo to i tak go chronił jak tylko mógł. Nawet jeśli on go nienawidzi, to nie zmieni faktu, że Lovino go kocha, ponieważ jest jego młodszym bratem. A rolą tych starszych jest opiekować się rodzeństwem i nie pozwolić, by stała się mu krzywda.
Nagle poczuł ból w prawej łydce. Odsunął się od Feliciano i spróbował podciągnąć kończynę wyżej, by sprawdzić co się stało. Coś go jednak blokowało. Nim zdążył zrobić cokolwiek innego już był pod wodą. Miał tylko odrobinę tlenu, ponieważ stało się to tak nagle, że nawet nie zdążył zaczerpnąć go więcej.
Spojrzał w dół. Ujrzał… coś…
Sam nie był pewny co to jest. Mógł dojrzeć tylko czerwone ślepia i nienaturalny grymas wykrzywiony w uśmiechu, ozdobiony ostrymi zębami. Na nodze również czół coś ostrego, mogły to być pazury tego czegoś.
Ogarnął go strach. Tlenu miał coraz mniej, a nieznane stworzenie ciągnęło go głębiej i głębiej w granatową otchłań morza. Próbował się wyrwać, ale to nic nie dawało. W wodzie o wiele trudniej było mu się poruszać. Powoli tracił świadomość tego co się dzieje dookoła. Chciał wytrwać jak najdłużej może. Musiał wrócić na powierzchnię, by pomóc swojemu bratu. Pęcherzyki powietrza stopniowo ulatywały z jego ust.
Ciemne plamy przed oczami nie dawały mu spokoju, jakby chciały oznajmić, ze nie pozostało mu wiele czasu i lepiej, żeby się pośpieszył z tym co chce zrobić.
Ale jemu nie pozostało już nic. Nie miał siły.
Jego łzy mieszały się z krystaliczną wodą.
Uniósł wzrok ku górze.
Na jasnobłękitnym tle ujrzał Feliciano płynącego do niego.
Uśmiechnął się mimo woli.
,,Już za późno…" - przeleciało mu przez myśl.
Obraz brata kompletnie mu się zamazał.
Nie mógł już dłużej utrzymać resztek tlenu.
Otworzył usta pozwalając, by ostatki powietrza umknęły ku powierzchni.
Ostatnią odrobiną sił jakie mu zostały poruszył wargami układając bezdźwięczne słowa:
,,Przepraszam, Fratello”
W KOŃCU ROZDZIAŁ! :D Cieszycie się? ^^
Pisałam ten rozdział od 0:30 do 4:25 + jakieś 40 minut na poprawki przed chwilą ;-; TAKA WENA! Takie natchnienie dostałam, że prawie nie odrywałam rąk od klawiatury! :D
Jestem z niego cholernie dumna... TT^TT

Wszelkie opinie i favy bardzo, bardzo, ale to bardzo mile widziane! XD

Rozdział I: [APH] Island I
Rozdział III: [APH] Island III

Hetalia by Hidekazu Himaruya

EDIT: POPRAWIŁAM DIALOGI D:
© 2015 - 2024 Kirinchin
Comments70
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
olalaseq's avatar
Ja nie moge co tu sie wlasnie stanelo! Romek ! Ale ty masz kobito wystrzal ! Trzymaj tak dalej !